sobota, 27 lipca 2013

W Malinowym Chruśniaku

Za górami, za lasami, za wielkimi jeziorami (z tymi górami to trochę przesadziłam), pośród zielonych łąk i pól znajduje się malutka mazurska wioska Łędławki, gdzie czas płynie znacznie wolniej i spokojniej. Z dala od szumu wielkich miast, oddalone 1,5 km od najbliższego sąsiada mieści się gospodarstwo agroturystyczne o uroczej nazwie Malinowy Chruśniak, prowadzone przez przemiłych ludzi - Panią Anetę i Pana Mariusza. Nas to miejsce oczarowało od pierwszego poranka spędzonego na mazurskiej wsi. Poranna cisza przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków i krzykiem żurawi. Sielsko!!!












Malinowy Chruśniak to stuletnie zabudowania wiejskie - folwarczne, ten typ zabudowy jest bardzo charakterystyczny dla wsi warmińsko-mazurskiej. W skład zabudowań wchodzą trzy piękne, stare budynki oraz fantastyczna olbrzymia stodoła. Gospodarze wyremontowali dom oraz jeden z budynków, trzeci zajmują zwierzaki, które żyją w gospodarstwie (90 kur, kaczki, króliki, dwa psiaki). Ogromną atrakcją dla wszystkich maluchów jest stadko kóz oraz udział w dojeniu tej gromadki.




Pani Aneta i Pan Mariusz zadbali także doskonale o najbliższe otoczenie gospodarstwa, udało im się stworzyć idealne miejsce do odpoczynku i relaksu, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.













Jedzenie - w tym miejscu powinny pojawić się same ochy! i achy! Czytając opinie przed wyjazdem we wszystkich wpisach dotychczasowych gości pojawiała się wzmianka o tutejszym jedzeniu, że takie pyszne, że tak dużo, że rozmaitości, że świeżutkie, ekologiczne i w ogóle palce lizać! Teraz także i my dołączyliśmy do fanów kuchni Malinowego Chruśniaka. Śniadanie - pyszne, chrupiące pieczywo, wędliny z własnej wędzarni, biały serek, miód, jabłkowa konfitura i do tego zawsze jakaś niespodzianka - omlet, naleśniki, placek z jabłkami i cynamonem, jajka sadzone z pieczarkami. Ciężko było wstać od stołu. Obiad - zawsze z dwóch dań, ogromna waza z gorącą zupą i drugie danie, przy którym trudno było odmówić sobie dokładki. Pierogi z mięsem przygotowywane na wzór gruzińskich chinkali, znikały z miski w oka mgnieniu. Zupełnie nowe, nieznane nam smaki, m.in. bananowy sos do drobiu. Pychota!

Na szczęście najbliższa okolica to idealne miejsce do długich spacerów, więc po skończonej kulinarnej uczcie spacerowaliśmy wśród pięknych mazurskich plenerów.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz