sobota, 5 maja 2012

Wycieczka po Sharm El Sheikh

Gdy byliśmy już upojeni słodkim lenistwem a ramiona od leżenia na słońcu przybrały kolor ciemnego brązu postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę fakultatywną zorganizowaną przez nasze biuro podróży. Celem wycieczki było lepsze poznanie Sharm El Sheikh. Dotarliśmy do wszystkich godnych uwagi miejsc.

Pierwszym punktem naszej wycieczki był meczet Al Musterfa. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie dwie wysokie wieże czyli minarety, które mają być widoczne z każdej części miasta, żeby nikt nie miał problemu z odnalezieniem meczetu. Niestety nie mogliśmy wejść do środka ponieważ w meczecie nie została wyznaczona specjalna część dla turystów.


Później podziwialiśmy niezwykły kościół koptyjski. Niesamowite zdobienia, bogactwo kolorów, przepiękne freski zrobiły na nas ogromne wrażenie. Wszechobecne malowidła i ogromne witraże zostały stworzone przez jednego artystę przy pomocy 16 asystentów. Abym mogła wejść do środka musiałam założyć bardzo "gustowny" szlafroczek :)







Podczas podróży mogliśmy zobaczyć realny obraz miasteczka, który tak bardzo różni się od tego wykreowanego na potrzeby turystów na terenach ekskluzywnych hoteli.





Na kolejny przystanek naszej podróży czekałam z ogromną niecierpliwością. Zagraniczne targi zawsze przyciągały mój wzrok na fotografiach. Stragany pełne kolorów i rozmaitych cudowności, możliwość kontaktu z tubylcami i niesamowite zapachy przypraw i orientalnych dań.




Stoiska z przyprawami interesowały mnie najbardziej, nie mogłam oderwać od nich oczu. Niesamowite zapachy, intensywne kolory, nieznane nazwy.





Poniżej zdjęcia z największego sklepu z pamiątkami. Teraz troszkę żałuję, że nie kupiłam sobie jakiegoś na pozór tylko kiczowatego faraona :)





Właściciel sklepu przygotował dla nas pokaz produkcji papirusu.


Zapach tych owoców rozgrzanych w afrykańskim słońcu czuję do dziś.



Najbardziej niesamowity i zaskakujący widok podczas spaceru po egipskim targowisku. Stoisko z mięsem, które notabene prowadził wujek naszego przewodnika. Pomieszczenie 2/2 metry, na ogromnych hakach zawieszonych na suficie wisiały całe krowy, obdarte ze skóry, przykryte wielkim prześcieradłem. Tubylcy podchodzili do "stoiska" i składali zamówienie na konkretny kawałek mięsa a uprzejmy sprzedawca wielkim tasakiem ucinał zamówioną część cielęciny i pakował do plastikowej torebki. Za ladę służył drewniany pień, na którym leżało pełno odpadków, nad którymi fruwały tuziny much. Jednak najbardziej zadziwiający był fakt, że nie było czuć odoru mięsa wystawionego na palące słońce. Prawdopodobnie przy tak wysokiej temperaturze mięso samoistnie delikatnie się podwędzało.



Wycieczka obejmowała także rejs statkiem po Morzu Czerwonym. Piękne widoki, promienie słońca odbijające się od tafli wody i wiatr we włosach.








Jeden z członków załogi wyłowił ogromną meduzę, których w Morzu Czerwonym jest "na pęczki". Pan S. odważył się nawet wziąć to paskudztwo w ręce, ja zdecydowanie wolałam sprawować rolę fotografa.



Mogliśmy także obserwować piękny zachód słońca nas zatoką Naama. Widok był niepowtarzalny.





Po godzinnym rejsie dobiliśmy do brzegu Naama Bay, ostatniego punktu naszej wycieczki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz